Pół-Kolumbijczyk
uśmiechnął się słodko.
─ Eee...
Czym jedziemy na Pokątną, Di? ─ spytała.
Dylan
zatrzymał się i dotknął jej policzka. Wiedziała co to oznacza.
─ Jeżeli
myślisz, że wsiądę do tego... „czegoś”, to się mylisz ─
warknęła.
─ Vicky ─
jego głos był głęboki, ale słodki i delikatny zarazem. ─ Ja
wiem, że nie lubisz tego typu podróży, ale mam kilka powodów,
dlaczego akurat jedziemy starym fordem.
─ Słucham.
─ Więc...
─ Dylan zakasłał. ─ Pod numerem pierwszym, na liście, znajduje
się brak mioteł. Moja roztrzaskała się o Bijącą Wierzbę w
maju, a twoją strawił „pupilek” tego durnego Hagrida...
─ On nie
jest durny, Di.
─ Przepraszam.
Drugi powód jest taki, że jestem uczulony na popiół, co
automatycznie wyklucza sieć Fiuu. A trójka to brak uprawnień do
teleportacji. Mamy po szesnaście lat, złapaliby nas. To jak ─
uśmiechnął się ─ wsiadasz?
*.*.*.*
Victoria
zdecydowała się wsiąść na miejsce pasażera.
Pod
„Dziurawy Kocioł” dotarli po godzinie.
─ Nie
było tak źle ─ podsumowała podróż Victoria. ─ Zostaniesz
dziś u nas na noc?
Dylan
zatrzasnął drzwi auta, które później kluczykiem zamknął. Nie
był pewny. Jeszcze pamiętał ostatnią jego wizytę w domu
Victorii.
(…) i
prawdę mówiąc, nie jestem za tym, aby chłopak spał u twojej
córki ─ skończył narzeczony jej matki.
Oxana
pokiwała powoli głową. A co jeśli on ma rację?
─ Ejejej...
─ wtrąciła się Victoria, puszczając jego ciemną dłoń. ─
Czy ty aby nie przesadzasz, mój drogi? On tutaj był przed tobą.
Wiele razy u mnie spał, więc, do cholery, czemu tym razem nie może?
Mężczyzna
zaśmiał się, przeczesując palcami włosy.
─ Dlatego
─ zaśmiał się ─ że ma szesnaście lat i nie wiesz, co mu do
głowy przyjdzie.
─ Przepraszam,
ale tutaj stoję ─ odważył się zabrać głos Dylan. Zacisnął
pięści. ─ Nie tknąłem jej, a do osiemnastki nie zamierzam.
─ Kłamca,
kłamca, KŁAMCA! ─ powtarzał mężczyzna, przytulając Oxanę
Wilde.
─ O co
ci chodzi, Noah? ─ warknęła Victoria.
─ Ty
już wiesz o co, Vic.
─ Dylan
zostaje.
─ Nie.
─ Proszę.
Noah.
─ Nakryłem
ich razem. Już na samym początku naszej znajomości, Oxie. ─
Zwrócił się do blondynki. ─ Kazałaś mi się
teleportować do ciebie, bo zapomniałaś klucza. Zastałem ich w
łazience. ─ Opowiadał zawzięcie. ─ Po tym
wszystkim wiedziałem, że z Victorii jest niezłe ziółko. A z tego
jej chłoptasia jeszcze lepsze.
─ Mamo,
ja... ─ Dylan złapał Victorię za łokieć.
Kobieta
pokręciła głową, po czym cichym, ale stanowczym głosem rzekła:
─ Zawiodłaś
mnie.
─ To
tylko moja wina, proszę pani ─ wtrącił Dylan. ─ Ja ją
namówiłem. Ona uległa pod moją presją.
─ Nie
winię cię. To wina mojej córki, która nie umiała wytrzymać (…)
Po
zrobieniu zakupów udali się pod lodziarnię Floriana Fortesque.
─ Jesteś
pewna, że mam u was spać?
─ Tak.
*.*.*.*
Ja wiem! Krótko i idiotycznie ;c
Jednak nie miałam głowy, cały czas noszę żałobę po babci,
która zginęła na pasach 20 czerwca. To naprawdę, całkowicie moja
wina, że nie umiem się spiąć i napisać. Przepraszam was,
obiecuję, że kolejny rozdział będzie o wiele dłuższy!
Ciekawie, ciekawie, ale strasznie króciutko! Nie za bardzo wiem, co mam napisać. Cała rozmowa została jednak bardzo fajnie napisana. Przyjemnie się czytało. ;) Czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Native
http://martwi-przed-switem.blogspot.com