p O operacji, która okazała się porażką: Zielony dom na Mom Day Street

czwartek, 11 czerwca 2015

Zielony dom na Mom Day Street

                Trzaśnięcie drzwiami. Płacz matki. Wyzwiska kierowanie do niej przez jej partnera.
Tak właśnie wyglądał każdy wakacyjny wtorek Victorii Wilde, szesnastolatki z Gryffindoru.
Mama Vi mieszkała na przedmieściach Glasgow. Duży, pomalowany na zielono budynek, do którego wracała w każde wakacje, był jednym z pięciu podobnych, na Day Street*.
Panie Wilde żyły skromnie. Oxana, bo tak miała na imię matka Victorii, dostała spadek po swoim bogatym wuju. Poza tym jej partner, Noah Jesse, wspierał je finansowo.
Victoria wróciła z mugolskiej kawiarni dość wcześnie.
Jej zmiana się skończyła. Idąc wyłożoną nierównymi kamieniami ścieżką, która prowadziła wprost na schody wiodące do mieszkania, rozglądała się po podwórku. Nic ciekawego, stwierdziła. Dom miał dość specyficzny wygląd. Aby się do niego dostać, trzeba było wejść po schodach. Dach był szpiczasty, wyłożony ciemną blacha. Okna były na wpół okrągłe, a na ich parapetach stały doniczki z kwiatami. Oczywiście wchodząc na schody Victoria upuściła na trawnik klucze, przez co musiała wejść przez parter. Drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. Nie lubiła przesiadywać na parterze. Cały należał do mamy i Noah. Gdy się weszło, znajdowało się w bibliotece. Ściany miały odcień ciepłego różu, na jasnych regałach stały zakurzone księgi, pośrodku pokoju, na miękkim, puszystym dywanie, stały dwa fotele w kolorze dojrzałej wiśni, a zdobiony żyrandol, którego świece nigdy się nie wypalały (tak, prawdziwe, woskowe świece) wisiał, dyndając lekko, gdyż panna Wilde trzasnęła drzwiami. Po lewej były drzwi. Grube, wielkie, mahoniowe drzwi. Prowadziły one do sypialni przyszłych państwa Jesse. Victoria wzruszyła ramionami, słysząc jęki z sypialni matki i Noah, po czym wyjrzała przez jedno z dwóch okien znajdujących się w bibliotece. Na podwórku wręcz wiało nudą. Spojrzała na ostatnią parę drzwi na parterze (nie licząc drzwi do łazienki, które znajdowały się w sypialni Noah i Oxany). Były wprost od drzwi wejściowych, liche, białe. Prowadziły do upragnionego przez nią miejsca. Victoria niewiele myśląc podbiegła do nich, lekko je uchylając, aby nie skrzypiały. Gdy zamknęła stare drzwi i odwróciła się, jej oczom ukazał się prawie pusty salon. W rogu stała kanapa i mugolski telmewizor (czy jakoś tak), z sufitu zwisała elektryczna lampa, pod całą ścianą był rząd wieszaków, a brązowe ściany zdobiły magiczne zdjęcia. No i na środku pokoju stały strome schody. Victoria wbiegła po nich na pierwsze piętro. Tam znajdowała się łazienka, dwa pokoje gościnne, kuchnia i mała, bardzo mała jadalnia połączona z salonem. Jednak piętro pierwsze nie obchodziło jej tak, jak piętro drugie. Szybko zdjęła kurtkę i buty, po czym ustawiła to obok schodów, na czystych, ciemnych, drewnianych panelach. Torebkę nadal trzymała w dłoni. Weszła do kuchni, wyjęła z lodówki kanapkę i wbiegła po schodach, które „schowały się” w kącie pomieszczenia. I takim sposobem znalazła się w korytarzu na trzecim piętrze jej domu. Korytarz był długi, całkowicie wyłożony kafelkami różnych kolorów. Po każdej stronie znajdowała się para drzwi. Pierwsze po lewej prowadziły do schowka na miotły i środki czystości, a drugie do pomieszczenia, w którym można było posiedzieć w ciszy i samotności. Victoria nazywała ów pokój gabinetem, gdyż miała tam ważne papiery i książki, a i Noah spędzał tam noce, które zarywał, aby kończyć projekt do Ministerstwa Magii. Pierwsze drzwi na prawo były drzwiami od szatni, bo tam znajdowały się zapełnione wieszaki, półki na buty i szafki. Victoria uchyliła ostatnie drzwi. Były to drzwi do jej pokoju. Pomieszczenie było duże. Po lewej stało zaścielone łóżko, szafka nocna i fortepian, po prawej szafa i regał. Na środku pokoju leżał dywan z godłem Gryffindoru, na który padały blaski słońca z dwóch okien balkonowych.
Balkon ─ mruknęła Victoria, rzucając torbę na łóżko.
Wyszła na niego. Były tam dwa leżaki, masa roślin i mała fontanna, w której uwielbiały się kąpać ptaki, gdy tylko nie jadły ziaren i innych dobroci pozostawionych przez nią na szklanym stoliku w rogu drewnianego balkonu.
Victoria! Przyjechał Dylan!

*.*.*.*

Jej duże, jasnobrązowe oczy błyszczały, a pełne, pomalowane czerwoną szminką usta wydęły się w uśmiechu. Sięgające za ramiona proste, prawie czarne włosy związane miała w kitkę. Przytuliła go.
Och, Dylanie, nawet nie wiesz, jak się za tobą stęskniłam!
Dylan był wysokim chłopakiem. Włosy miał postawione na żelu, czarne. Jego oczy miały odcień mlecznej czekolady, a karnacja była lekko ciemnawa. W końcu był na wpół Kolumbijczykiem. Victoria „rzucając” się na niego, omal nie wywróciła ich obydwoje, co skutkowałoby upadkiem ze schodów.
Cześć, cześć.. ─ wyszeptał, całując ją w policzek. ─ Jesteś gotowa?
Gotowa? ─ spytał Noah.
Noah był to wysoki, umięśniony szatyn. Jego włosy sięgały do ramion, zazwyczaj były ledwo rozczesane. Usta miał wąskie, różowe, a oczy wielkie i granatowe. Obejmował niską, szczupłą blondynkę, z której piwnych oczu biła radość.
Niedługo do Hogwartu ─ mruknęła niechętnie Victoria ─ więc jedziemy na Pokątną. Będę po ósmej, mamo.
Idę po sakiewkę ─ westchnęła jej matka, wychodząc z kuchni, aby wrócić po minucie z sakiewką pełnych złotych galeonów i brązowych knutów. ─ Masz. ─ Rzekła, wciskając jej sakiewkę w dłonie. ─ Lista leży w szafce, nie zapomnij o nowych szatach, bo z tamtych już wyrosłaś, nie jedz u Madame Bistro, były tam karaluchy, twoje rękawice ze smoczej skóry pochłoną ogień po tym, jak położyłaś je na piecu...
Wiem. Możemy już iść? Zapamiętam.
Tak? A co mama powiedziała?
Że mam za krótką szatę, rękawice coś zjadło, a u Madame Bistro nie ma karaluchów, więc mogę tam nie jeść...
Ach, Victorio... Co ty byś bez tego Dylana zrobiła?
Pewnie nic.


*Day Street – ulica wymyślona przeze mnie, na potrzeby opowiadania




*.*.*.*

Mam nadzieję, że wam się spodobało! 
Komentujecie-motywujecie :D

Pozdrawiam, Cara V.

7 komentarzy:

  1. Hej, dzięki za komentarz u mnie ;)

    Mam trochę mieszane uczucia, co do Twojego opowiadania. Nie dlatego, że mi się nie spodobało czy coś. Piszesz przyjemnie, szybciutko się czyta i czas też umilasz. Tylko przeraża mnie słowo "Hogwart" i wszystkie z nim związane, bo... ja nie znam "Harry'ego Pottera". Ani książek, ani filmów :D Dopiero mam w planach nadrabianie (czytaj: od jakichś dwóch lat mam to zapisane na liście "Muss wissenów"), więc mogę być trochę ciemna....
    Przypomnij mi się w spamie z następnym rozdziałem, to się odezwę :D

    Życzę powodzenia i dużo weny,
    Hagiri z http://www.rozmowy-miedzymiastowe.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie! Wyjaśniam:
      Snape ma być extra wredny, a reszta bohaterów to wytwory mojej jebniętej wyobraźni (prócz Dumbledore'a, ale on miłościwy jeeest xd)
      Jak Snape bd miły, to opiernicz, a tak to wyrażaj swoje zdanie jak chcesz =3

      Buziaki, Cara

      Usuń
  2. Dziękuję za zaproszenie kochana! ♥ :**

    Cóż, jestem pod wrażeniem! :)) Prolog bardzo interesujący! Napisany doskonale - styl naprawdę imponujący! Uwielbiam potterowskie fan-fici, wię trafiłaś w mój gust! Dodatkowo dodajesz dużo od siebie, więc nie jest to tylko suche powielanie schematów! Brawo! :)) ^^
    Ach ten Dylan... Szaleję za południowcami! :** ♥
    Czekam na pierwszy rozdział, a Tobie kochana życzę potopu weny! :)) ^^

    Pozdrawiam serdecznie oraz ściskam ze wszystkich sił! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze przyciągnął i zatrzymał mnie tak naprawdę wygląd szablonu. Później przeczytałam ten...prolog. To jest prolog? Bardzo dobrze napisany. Zaciekawiłaś mnie, dlatego poczekam na pierwszy rozdział z niecierpliwością.
      Pozdrawiam i zapraszam do siebie,
      http://akfradratposiadaartystycznaduszyczke.blogspot.com

      Usuń
  4. Zapowiada się ciekawie!
    Dziękuję za odwiedzenie mojego bloga :)
    Czasy świadectw mam już za sobą ;)
    Pozdrawiam i zapraszam ponownie:
    http://malfoyhermiona.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział! Z niecierpliwością będę czekała na następny.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń